Przeczytałam artykuł Marty Brzezińskiej-Waleszczyk „Ile talentów mają kobiety? I dlaczego więcej niż tylko gotowanie i sprzątanie?”. I cóż, jestem skonsternowana. Aleteię szanuję jako portal, autorkę z sympatią śledziłam na Instagramie. Tymczasem czytam, czytam i oczom nie wierzę.Po pierwsze, chaos. Ten tekst to chaos. Trochę nie wiem, czego autorka chciała się uchwycić. Czy talentów macierzyńskich, czy wyższości pracującej mamy nad niepracującą, czy pochwalenie się swoimi osiągnięciami przecząc chwaleniu się nimi czy może chodziło o przekazanie kilku wartości (np. zaangażowanie ojca w prace domowe i opiekę nad dzieckiem)? Niestety, zdecydowanie za wiele grzybów w tym barszczu, zrobiło się niestrawnie.
Po drugie, w oczy zakuło mnie porównywanie matek. Na tym właśnie chciałabym się skupić. Matki pracujące i matki nie-pracujące. Pracujące tylko w domu, tylko z dziećmi i pracujące poza domem. Uderzające jest dla mnie postawienie tych dwóch grup na przeciwko sobie. I choć autorka nie zgadza się z tym zarzutem (próbowałam polemiki w prywatnej korespondencji) to może czytelniczki powinny ocenić same? Może to ja jestem przewrażliwiona? Wprawdzie wróciłam do pewnych zadań zawodowych, kiedy moja córka miała 9 miesięcy, ale jednocześnie wiem, że moje doświadczenie to nie spektrum świata. Wiem, że mamy są bardzo różne, wiem, że dzieci są bardzo różne i uogólnienia, które znalazłam w tekście bolą.
Autorka pisze: „I chapeau bas przed wszystkimi mamami na pełen etat, które nie pracują poza domem. Ale uwierzcie mi – robienie tego samego plus ogarnianie pracy to w sumie taki wyczyn x2!”.Także czy sens tego zdania brzmi: szanuję, ale mamy pracujące szanuję bardziej? Takie jest przesłanie? I dalej kilka zachwytów nad swoimi umiejętnościami oraz osiągnięciami (praca zdalna z domu, sprzątanie, pieczenie, doktorat). Hm? Miało nie być przechwałek, ale cóż, są, prawda?
A co z tymi mamami, które nie ogarniają? Których dziecko ma miesiąc, dwa, a nawet 5, a one czują, że je wszystko przerasta? A z matkami, które nie wyobrażają sobie wrócić do pracy, na samą myśl trzęsą się jak osiki? A co z mamami w depresji poporodowej? Co z mamami ultratrudnych i wymagających niemowlaków, które wypruwają z nich flaki? Co z mamami starszaków,które totalnie nie nadają się do żadnej opieki zewnętrznej? Nie, to nie są wyjątki. To jest całe spektrum macierzyństwa. Naprawdę większość mam nie ma siły z miesięcznym dzieckiem wrócić na studia. Ba! Wiele mam nawet nie ma siły wyjść z miesięcznym dzieckiem dalej niż do najbliższego spożywczaka. I co? I nic. Po prostu, są mamy które trafiają na nasze warsztaty z 2 tygodniowym bobasem i uśmiechem od ucha do ucha oraz takie, które mając 4-miesięcznego niemowlaka mówią, że 3 raz w życiu jechały z nim autobusem. I co? I nic. Drogie Mamy! Nie róbmy sobie tego, nie porównujmy się! Każda z nas zasługuje na tyle samo szacunku! Każda z nas daje z siebie tyle, ile potrafi. Każda z nas, chce, aby jej i jej dziecku było dobrze. Macierzyństwo to nie konkurencja, to nie jest kolejny wyścig, o to kto dalej, więcej, lepiej, staranniej. To jest bieg długodystansowy, każda z nas pokonuje go samodzielnie, każda z nas ma inne buty, inne warunki pogodowe, inną ścieżkę, inne krajobrazy. Macierzyństwo jest doświadczeniem absolutnie indywidualnym. Nigdy nie zgadujmy jak czuje się matka, którą widzimy, spytajmy ją, nie podważajmy. Może to jest właśnie szczyt jej możliwości? Może to jej sposób na szczęście? Może się uczy, może dopiero rozwija skrzydła?